Wakacje spędzone w Beskidzie Niskim dostarczyły mi wielu wrażeń. I wszystko byłoby pięknie gdyby nie barszcz. A konkretnie Barszcz Sosnowskiego. Jego okazy napotykałam na przydrożach, łąkach, a nawet przy wejściach na szlaki turystyczne.
Barszcz Sosnowskiego znalazł się w Polsce, gdy w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku radzieccy uczeni Wszechzwiązkowego Instytutu Uprawy Roślin w Leningradzie przekazali go do Ogrodu Roślin Leczniczych Akademii Medycznej we Wrocławiu. Od lat czterdziestych prowadzono w Związku Radzieckim badania nad możliwościami wykorzystania tej ogromnej rośliny jako źródła paszy dla zwierząt hodowlanych. Pracowano nad tym, by wyizolować rośliny o dużej biomasie i mniejszej zawartości furanokumaryn. Trzeba bowiem dodać, iż cechą charakterystyczną barszczu Sosnowskiego, prócz wielkich rozmiarów, jest to, iż zawiera on w swoich tkankach związki, zwane właśnie furanokumarynami, które pod wpływem promieni słonecznych powodują silne oparzenia. Pomimo tych niebezpiecznych własności barszczu Sosnowskiego wprowadzono go do uprawy w Związku Radzieckim, a w latach 70-tych dwudziestego wieku także w Polsce. Barszcz uprawiany był głównie w Państwowych Gospodarstwach Rolnych na południu Polski – na Podkarpaciu, Podhalu i Przedgórzu Sudeckim. Ponadto pszczelarze zauważyli, że jest on rośliną miododajną i zaczęli wysiewać barszcz jako pożytek dla pszczół.
Nie trzeba było długo czekać na ujawnienie się fatalnych skutków działania tej rośliny, zarówno na ludzi pracujących przy jej uprawie, jak i na zwierzęta, które karmiono kiszonką z barszczu. Ludzie doznawali silnych oparzeń, u zwierząt występowały dolegliwości przewodu pokarmowego. Mięso i mleko zwierząt żywionych barszczem miało zapach kumaryny, przez co traciło odbiorców i konsumentów. U krów barszcz powodował oparzenia wymion, które dyskwalifikowały zwierzęta z hodowli – krowy kierowano na rzeź. W efekcie w połowie lat osiemdziesiątych odstąpiono od uprawy barszczu Sosnowskiego. Jednak na tym nie zakończyła się historia tej rośliny w Polsce. Niestety znalazła ona u nas dogodne warunki rozwoju, zaczęła „uciekać” z pól i rozprzestrzeniać się w różnych miejscach. Barszcz Sosnowskiego upodobał sobie nieużytki, przydroża, parki, brzegi stawów, jezior, strumieni, rzek, a nawet, wykazując pewną odporność na zacienienie, zaczął wkraczać do lasów!
I tu docieramy do sedna wielu problemów jakie stwarza barszcz Sosnowskiego – oceniony obecnie jako jedna z najbardziej niebezpiecznych roślin inwazyjnych w Polsce. Ogromna plenność tej rośliny sprawia, że w krótkim czasie z pojedynczych roślin wyrastają całe zagony. Tworzenie ogromnej ilości nasion i ich wieloletnia (4 lata) zdolność kiełkowania powoduje, że w miejscach, gdzie rośnie barszcz tworzą się ogromne „banki” jego nasion. Co więcej są one przenoszone, nie tylko przez wiatr, ale także podczas wezbrań wód, z prądem rzek, a nawet przez koła samochodów lub podeszwy butów. Co więcej barszcz zarastając duże powierzchnie wypiera z tych miejsc gatunki rodzimej flory. Tworzy monokultury i niszczy ekosystemy, powoduje zanikanie rodzimych gatunków. Zagraża w ten sposób naszej przyrodzie. Ponadto stanowi wielkie niebezpieczeństwo dla ludzi i zwierząt, szczególne w upalne dni w okresie kwitnienia rośliny i dojrzewania nasion.
Do wystąpienia oparzeń wystarczy kontakt rośliny ze skórą, a nawet wdychanie olejków eterycznych przez nią wydzielanych. Do tego wspomniane wcześniej furanokumaryny działają podstępnie, bo oparzenia występują dopiero po kilku-kilkunastu godzinach od kontaktu skóry z barszczem, gdy miejsca kontaktu zostaną naświetlone promieniami słonecznymi. Tak więc występujące silne oparzenia mogą nie być kojarzone z barszczem, a narażone są skóra, spojówki oczu i błona śluzowa układu oddechowego. Trzeba pamiętać również o dzieciach, które lubią bawić się pustymi łodygami roślin, wykorzystując je jako dmuchawki – jest to prosta droga do niebezpiecznych, bolesnych i trudno gojących się oparzeń twarzy.
Duże znaczenie dla ograniczenia rozprzestrzeniania się barszczu Sosnowskiego ma wzrost świadomości społecznej niebezpieczeństw z nim związanych zarówno dla przyrody, ekosystemów, rodzimych gatunków, jak i dla ludzi oraz zwierząt. Barszcz Sosnowskiego powinien być zwalczany jak najwcześniej, gdy zauważy się jego pojawienie się, już pojedyncze rośliny. Gdy barszcz rozprzestrzenia się na większe obszary walka z nim jest trudniejsza. Do zwalczania barszczu Sosnowskiego można wykorzystać metody mechaniczne – wykaszanie całych roślin tuż przed kwitnieniem, karczowanie oraz opryski środkami chemicznymi (uwaga – środków chemicznych nie należy stosować w pobliżu wód i obszarów chronionych). Uzyskaną biomasę należy spalić. W każdym przypadku nie wystarcza jednokrotne działanie, muszą to być działania długofalowe, kilkuletnie, a miejsca skąd zostaną usunięte rośliny muszą w dalszym ciągu być monitorowane.
Jeśli w waszej okolicy są stanowiska barszczu, szybka akcja jest niezbędna. Barszcz jest bardzo plenny, a jego ekspansja postępuje błyskawicznie. Na dzień dzisiejszy w Polsce nie ma regulacji prawnych nakazujących zwalczanie barszczu Sosnowskiego z urzędu, ale samorządy starają się zająć tym problemem. Jeśli będziecie Państwo usuwać barszcz samodzielnie pamiętajcie o ochronie przed poparzeniem. W tym celu trzeba założyć ubranie z długimi rękawami wykonane z tkanin syntetycznych, nie nasiąkających, a izolujących nas od kontaktu z sokiem rośliny. Koniecznie załóżcie też coś co ochroni Wasze oczy, twarz i ręce.
Barszcz jest fascynującą rośliną, ale obcą w naszym ekosystemie, a przede wszystkim zagraża naszemu zdrowiu. Roślina nie musi być duża, aby była groźna. Ważne jest abyśmy uświadomili sobie i naszym dzieciom niebezpieczeństwo jakie niesie kontakt z barszczem Sosnowskiego.
Chcę złożyć podziękowanie pani Annie Krzysztofiak i panu Maciejowi Romańskiemu, Panom Romanowi Wojtkowiakowi, Hubertowi Kawalcowi, Adamowi P. Dubowskiemu oraz paniom Krystynie Miklaszewskiej i Elżbiecie Pągowskiej, których prace były dla mnie nieocenionym źródłem wiadomości o barszczu Sosnowskiego.
Zdjęcia pochodzą z Wikipedii.
Taka niepozorna roślinka, a takie właściwości…
Dorasta do 3,5 metra i niepozorna?
Ahhh nie dobry kwiat.