Uzdolniona malarsko Celina doskonale czuła się w specyficznej atmosferze domu Michałowskich. Ukochana córka wielkiego malarza była starannie kształcona i wychowywana na najlepszych tradycjach religijnych i patriotycznych. Wincenty Pol mawiał o niej „genialne diablę”, a wyrastała w otoczeniu pełnym artystów, działaczy społecznych, polityków. To tutaj, przy okazji wizyt w pobliskiej Medyce, bywał choćby senior rodu Kossaków. W nieodległym Krasiczynie mieszkał natomiast książę Leon Sapieha, z którym przed laty ojciec Celiny współpracował, jako ze swym zastępcą, w Ministerstwie Skarbu Królestwa Kongresowego w Warszawie. Atmosfera krasiczyńskiego zamku, pełna książęcej godności, patriotyzmu i kultury, niewątpliwie również udzielała się pannie Michałowskiej. Życie Celiny wypełniało malarstwo i towarzyszenie ukochanemu ojcu. Po jego przedwczesnej śmierci w 1855 r. zajęła się porządkowaniem spuścizny po nim (w 1911 r. opublikowała anonimowo monografię o swoim słynnym ojcu).
W zakonie jako siotra Maria Celina od Trójcy Przenajświętszej spędziła prawie pół wieku. Była nauczycielką rysunku i malarstwa. W zakonie miała swoją pracownię malarską, a jej prace ozdabiały inne domy Zgromadzenia, kaplice, kościoły i cerkwie na Podolu. Opiekowała się uzdolnionymi plastycznie zakonnicami i wychowankami z zakładu naukowo – wychowawczego. Pełne modlitwy i malarstwa życie w Jazłowcu przerwała I wojna światowa. W czerwcu 1916 r. wraz z siostrami musiała opuścić Podole. Znalazły schronienie w Jarosławiu, gdzie znajdował się jeden z Domów Zgromadzenia. Tutaj w kilka tygodni po przybyciu zmarła i została pochowana w zakonnym grobowcu.
W ludzkiej pamięci pozostała jako człowiek wielkiej pracowitości, niespożytego humoru, nieznoszący kłamstwa i fałszu. Do końca życia wierzyła, że Polska odzyska niepodległość. Zmarła niemal w jej przededniu.