Zaćma jest jedną z najczęstszych chorób oczu. Zwykle pojawia się po 50. roku życia, ale może wystąpić wcześniej – jako choroba wrodzona czy powikłanie cukrzycy. Dziś operacje zaćmy są rutynowym zabiegiem przeprowadzanym z powodzeniem nawet u starszych osób. Mało kto jednak wie, że istotny przełom w wielowiekowej tradycji leczenia katarakty stanowiła metoda krioestrakcji, wprowadzona przez polskiego okulistę z Lublina, Tadeusza Krwawicza.
Zgodnie z rodzinną tradycją miał zostać górnikiem. Rozpoczął nawet studia na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Szybko jednak okazało się, że bardziej interesuje go medycyna. Udało mu się zyskać wsparcie ojca i rozpoczął studia medyczne we Lwowie. Po uzyskaniu dyplomu lekarza rozpoczął badania nad rogówką do przyszłej pracy doktorskiej. Marzył o zostaniu chirurgiem, jednak ze względu na trudną sytuację finansową zdecydował się objąć stanowisko asystenta w Klinice Okulistycznej. O okulistyce wiedziałem mało, gdyż doktorat mój i badania nad rogówką nie były kontaktem z okulistyką, a tylko z okiem– napisał w autobiografii. Przewidywał, że na okulistyce spędzi kilka miesięcy, o czym szczerze powiedział swojemu profesorowi prosząc, by ten pozwolił mu wtedy odejść i nie miał mu tego za złe.
Po kilku miesiącach Tadeusz Krwawicz wiedział już, że znalazł swoje miejsce na ziemi i nie chce już nigdzie z Kliniki Okulistyki odchodzić. Na swoją pierwszą operację zaćmy musiał jednak poczekać, gdyż nikt nie robił tego przed drugim rokiem pobytu w klinice. […] nie wiedziałem, że będę rano operował, ale do dziś pamiętam ten dzień dokładnie, zadziwiająco dokładnie. To było już na sali operacyjnej. Miałem – jak zwykle – asystować. Przed samą operacją starszy lekarz, dr L. Maksymońko, którego do dziś bardzo ciepło wspominam, powiedział szeptem profesorowi, że może dziś dr Krwawicz przeprowadzi operację zaćmy. Profesor odpowiedział krótko: „dobrze, dobrze”, tak jak gdyby go to wcale nie interesowało. Podszedł jednak bliżej, bacznie patrzył, obserwował pole operacyjne. Nie tak jednak wyglądała ta operacja, jak to sobie wyobrażałem i wprost widziałem ją wcześniej i wymarzyłem, wyrysowałem, wyćwiczyłem. Była to katarakta, najpiękniejsza, najbardziej fascynująca spośród wszystkich innych operacji, a przy tym bardzo delikatna i wymagająca perfekcji ze względu na bardzo mały margines błędów. Profesor stał za mną cały czas, patrzył mi pilnie na ręce. Wiedziałem, że jest napięty, wiedziałem, że gotów jest przestrzec, gdybym wykonał fałszywy ruch. Byłem jakiś związany i jak bym miał drewniane ręce. Soczewka została usunięta nie tak elegancko, jak tego pragnąłem, ale bez powikłań. Nie przyniosło mi to jednak zadowolenia, tego spełnienia, którego oczekiwałem. To przyszło dopiero później. W czasie operacji zaćmy czasami wydaje się, że jest dużo miejsca, ale wystarczy jeden nieprecyzyjny ruch, żeby znikły wolne przestrzenie, wtedy każdy następny ruch musi być już absolutnie precyzyjny. Nie ma tu żadnego marginesu błędu. Dlatego już jako kierownik kliniki uważałem, że zawsze muszę być przy tej operacji, że w końcu to ja odpowiadam za chorego, a jeśli coś nie uda się, to nie jest ważne, kto był przy stole – ważne jest, kto go tam postawił. Zrozumiałem niepokój mego profesora.
Kiedy zaproponowano mu w 1948 roku kierownictwo nieistniejącej jeszcze kliniki uniwersyteckiej w Lublinie zgodził się bez wahania i z charakterystycznym dla siebie zapałem przystąpił do jej tworzenia. Przez pierwsze lata klinika działała w domu mieszkalnym zaadaptowanym pod jej potrzeby, ale kilka lat później została przeniesiona do odremontowanego XIX-wiecznego pałacyku. Badania prowadzone w klinice dotyczyły między innymi problemów z zakresu immunologii i biochemii tkanek oka oraz chirurgii doświadczalnej.
Podczas badań doświadczalnych nad możliwością przechowywania przeszczepów rogówki i soczewki, pojawiła się potrzeba opracowania metody, która pozwalałaby na wydobywanie soczewki z oka bez uszkodzeń. Pojawił się pomysł, by zamrozić soczewkę – stałaby się twardsza, a to miało ułatwić jej usunięcie. Przeprowadzone doświadczenia były tak interesujące, że postanowiono je kontynuować. Był to rok 1959. Bardzo szybko zamrażanie soczewki zaczęto stosować w leczeniu zaćmy (tzw. krioestrakcja) i to z dużym powodzeniem. Wyniki stosowania kriochirurgii w usuwaniu katarakty już w 1960 roku zaprezentowano podczas obrad XXVII Zjazdu Polskiego Towarzystwa Okulistycznego w Poznaniu.
Nowa metoda operacji zaćmy, wzbudziła ogromne zainteresowanie na całym świecie. Były jednak miejsca, jak chociażby Anglia czy Stany Zjednoczone, gdzie do nowej metody Krwawicza podchodzono z dużym niedowierzaniem. Jeden z profesorów z Glasgow odwiedził lubelską klinikę w celu zaznajomienia się z kriochirurgią zaćmy. Przez 10 dni obserwował pokazowe operacje. Jakiś czas później, gdy Krwawicz udał się z rewizytą okazało się, że Anglicy nie korzystają jeszcze z jego metody. Nasz profesor był tym zdziwiony, jednak spotkany znajomy wyjawił mu pewną tajemnicę. Mianowicie wspomniany wcześnie profesor z Glasgow po powrocie z Polski wyraził się mniej więcej tak: Byłem tam dość długo, patrzyłem i widziałem wiele; doszedłem do przekonania, że on jest albo wariatem, albo geniuszem. Lepiej my jeszcze poczekajmy.
Wraz z rozprzestrzenieniem się nowych metod, rosło znaczenie Krwawicza w świecie lekarskim. Był zapraszany do uczestniczenia w różnego rodzaju zjazdach i sympozjach na całym świecie. Do współpracy z nim dążyły niemal wszystkie znaczące ośrodki okulistyczne. Jeździł, wygłaszając wykłady i zachęcając do stosowania stosunkowo prostych, a niezwykle efektywnych metod. Krioestrakcja zaćmy zmniejszała ryzyko powikłań, jej wyniki zależały właściwie tylko od techniki operatora, dlatego też w porównaniu z innymi metodami dawała najlepsze wyniki. W 1980 roku podczas Zjazdu Okulistów Polskich w Lublinie prezydent Światowej Akademii Okulistyki uznał metodę Krwawicza za trzeci wielki krok naprzód w chirurgii okulistycznej!
Przywrócić wzrok człowiekowi, nie pozwolić, by do końca swoich dni pozostał niewidomy, to nie tylko sprawa humanizmu, ale wyraz najwyższej cywilizacji społeczeństwa. Tej cywilizacji służy również kriochirurgia zaćmy, z której rozwinęła się nowoczesna kriooftalmologia. Nauka polska posiada w tej dziedzinie światowy priorytet.– napisał Krwawicz w swej autobiografii. Tym bardziej smutnym jest fakt, że człowiek będący twórcą tego sukcesu nie został doceniony przez najbliższe otoczenie. Gdy odszedł na emeryturę próbowano odłączyć go od kriooftalmologii. Posunięto się do próby zniesławienia. W efekcie profesor w ramach protestu zrezygnował z tytułu honoris causa lubelskiej akademii.
Profesor zmarł w 1988 roku. Pięć lat później jego imię nadano Katedrze Okulistyki Akademii Medycznej w Lublinie. Równocześnie wręczono pierwszy Złoty Medal Tadeusza Krwawicza, ufundowany przez Fundację Jego imienia.
Wychowankowie profesora wspominają go jako wspaniałego nauczyciela i niezwykłego człowieka. Wychował całe pokolenie okulistów, które dzisiaj służy nam swoją wiedzą i umiejętnościami. I choć krioestrakcja została wyparta już przez nowocześniejsze metody leczenia zaćmy to postać profesora Krwawicza na stałe zapisała się w historii polskiej i światowej okulistyki.
Cytaty pochodzą z autobiografii Tadeusza Krwawicza.