[…] chcę zabrać Was w podróż […] na Ziemię Sądecką. […] do krainy, gdzie się urodziłem, wychowałem i dorastałem. Posmakujemy wody mineralnej z jednego z krynickich źródeł. Dowiemy się, gdzie w Polsce mamy swojego odpowiednika brukselskiego „siusiającego chłopca”. Poczujemy klimat małego miasteczka galicyjskiego. Zobaczymy miejsce, gdzie odpoczywała św. Kinga podczas ucieczki przed najazdem tatarskim. Na koniec wreszcie zdobędziemy najwyższe szczyty sądeckich gór, aby tam móc podziwiać piękno tego regionu.
I o to jestem w mieście Nikifora. Mój spacer po Krynicy (województwo małopolskie) zaczynam od dworca. To tutaj wizytę w górskim uzdrowisku zaczyna wielu przyjezdnych czy to kuracjuszy czy górskich wędrowców, czy chociażby zwykłych studentów, którzy chcą spędzić w Krynicy weekend pełen wrażeń. Uwagę od razu zwraca malownicze położenie miasteczka. Otaczają mnie porośnięte lasem góry. W głębokiej dolinie Kryniczanki zdaje się, że każdy budynek walczy o swoje miejsce. Ale niech Was nie zmyli klimat przytulnego małego miasteczka, gdyż tutaj dzieje się o wiele więcej, niż można sądzić po spokojnej i cichej okolicy dworców.
Pierwsze mijane przeze mnie domy wypoczynkowe architekturą przypominają czasy międzywojenne, kiedy to Krynica była uzdrowiskiem szeroko znanym nie tylko w Małopolsce, ale i w całym kraju. Geometryczne kształty modernistycznych budynków 2. i 3. dekady XX wieku dzisiaj odzyskują dawny blask. Kuracjuszy w Krynicy w końcu nie brakuje. Wnet znajdę się na głównym deptaku miasta. Ilekroć nim spaceruję nie mogę wyjść z podziwu. Stara zabytkowa zabudowa uzdrowiskowa sąsiaduje z nowoczesną architekturą. Gdzie jak gdzie, ale to tutaj najlepiej widać przykład tego, że nowe może funkcjonować obok starego. Łazienki Mineralne, Stary Dom Zdrojowy, Pijalnia Główna czy Nowy Dom Zdrojowy. Największe wrażenie robi na mnie Pijalnia Główna. Ta nowoczesna budowla wzniesiona w 1971 roku z całkowicie przeszklonymi ścianami zdaje się wyprzedzać epokę, w której została wybudowana. W środku bogata oranżeria z palmami, daktylowcami i innymi egzotycznymi roślinami zabiera nas w inny świat. W takim otoczeniu kosztuję wody mineralnej. Dzisiaj wybrałem „Słotwinkę”, ale na chętnych czeka również „Zuber”, „Jan” i inne. Każda jest pyszna i każda smakuje wyjątkowo.
Gdy wracam na krynicki deptak uruchamiam swoją wyobraźnię i próbuję wrócić do dawnych czasów. Widzę spacerującego deptakiem Nikifora, który usiłuje sprzedać kuracjuszom swoje obrazki. Nieopodal sam Józef Piłsudski wita się z innymi kuracjuszami uprzejmym skinieniem głowy. Dobiega do mnie głos Jana Kiepury śpiewającego na deptaku jedną z arii operowych. W pobliskim teatrze modrzewiowym przygotowuje się do spektaklu Helena Modrzejewska, a na drewnianej ławeczce przysiadł spisujący notatki Henryk Sienkiewicz, który być może zabiera się do napisania kolejnej powieści.
Krynica swoją sławę zawdzięcza kilku osobom, które w XIX wieku właściwie wskrzesiły ją do życia. Na pierwszym miejscu trzeba wymienić postać Józefa Dietla, pierwszego badacza krynickich wód, dzięki któremu możemy rozkoszować się ich smakiem. Odkrył on w Krynicy potencjał nieustępujący zagranicznym kurortom. Sklasyfikował tutejsze wody mineralne oraz doprowadził do powstania Domu Zdrojowego i Łazienek Mineralnych. Niemniej zasług przypisuje się Henrykowi Ebersowi, samozwańczemu burmistrzowi miasta. Jako kierownik zakładu wodolecznictwa w Krynicy wdrażał w nim od początku swojej kadencji nowoczesne metody leczenia. Dzięki niemu wodolecznictwo zyskało tutaj wyjątkową sławę, a jego metody kuracji do dziś są stosowane. Skomunikował on także Krynicę ze światem poprzez połączenie kolejowe z Muszyną. Pomógł również Jan Kiepura, najpopularniejszy tenor scen operowych i operetkowych dwudziestolecia międzywojennego. W przerwach między koncertami na całym świecie lubił wracać do Krynicy. Do niego należała przepiękna willa „Patria” – jedyny jego dom na ziemi polskiej. Mieszkańców uzdrowiska i kuracjuszy zaszczycał swoim śpiewem dając koncerty na deptaku. Dzisiaj pamiątką po nim jest m.in. Festiwal im. Jana Kiepury, który gromadzi największe sławy świata operowego. Odbywa się on nieprzerwanie od 1967 roku.
Zmierzam teraz w kierunku Bulwarów Dietla, które są pobliżu deptaku. Spacer nimi i zdjęcie na jednym z mostków nad Kryniczanką należy niemal do obowiązku każdego, kto przybywa do Krynicy. Nad brzegami potoku zachwycają zarówno drewniane jak i murowane wille. Wśród nich wyróżnia się niebieska „Romanówka” w której mieści się Muzeum Nikifora, jednego z najsłynniejszych na świecie malarzy prymitywistów. Zgromadzono tu między innymi 77 prac artysty oraz jego bardzo skromny warsztat pracy, na który składały się skrzynia z pędzlami i pieczątki, którymi podbijał swoje obrazki. Na końcu Bulwarów uwagę przykuwa „Witoldówka”, monumentalna budowla mieszcząca dawniej Zakład Dietetyczny. Ta architektoniczna perełka ze strzelistymi wieżyczkami, szczyt kunsztu projektantów, przywołuje na myśl jakąś bajkową Bawarię. Jesteśmy jednak w naszej, swojskiej Krynicy, a nie w żadnym z alpejskich kurortów. Dalej zaczyna się ulica Piłsudskiego. To tutaj bije drugie serce miasta. Sklepy z pamiątkami, restauracje, karczmy i… tłumy turystów. Mijam kościół zdrojowy Wniebowzięcia NMP, za którym na stokach Jasiennika ukazują się monumentalne sanatoria i hotele z dawnych czasów. Wymienić tutaj trzeba chociażby „Lwigród” czy „Continental”, które swoim ogromem i architekturą współtworzą tą zapierającą dech w piersiach panoramę. Idąc w górę ulicy napotykam przepiękne kwiatowe kompozycje, które swoimi kolorami i pomysłowością kształtów sprawiają, ze uruchamiam spust migawki mojego aparatu fotograficznego. Stąd niedaleko jest do lodowiska, na którym w zimie można wyszaleć się na łyżwach. Tradycja hokeja i łyżwiarstwa w Krynicy sięga początków XX wieku i do dziś jest kontynuowana. Słynny polski panczenista i olimpijczyk Paweł Zygmunt pochodzi w końcu z Krynicy. Uzdrowisko jest także stolicą polskiego saneczkarstwa. W pierwszej połowie XX wieku Krynica była także stolicą… skoków narciarskich, gdyż były tutaj dwie skocznie narciarskie.
Na koniec mojego spaceru planuję wyjechać kolejką linowo-terenową na Górę Parkową. Zakopane ma swoją Gubałówkę, a Krynica – Górę Parkową. Na szczycie znajduje się polana, która o każdej porze roku kumuluje tłumy turystów, kuracjuszy i mieszkańców miasta. W lecie trudno znaleźć miejsce, by rozłożyć koc i móc korzystać z kąpieli słonecznych. W zimie natomiast można wrócić do czasów dzieciństwa i poszaleć na sankach. Na zboczach Góry Parkowej znajduje się Park Zdrojowy, gdzie nietrudno zgubić się w gąszczu alejek.
Zobaczyłem już wiele, lecz dzień się jeszcze nie skończył. Oddam się, więc błogiemu relaksowi i skorzystam z kąpieli borowinowych we wspomnianych już Łazienkach Mineralnych, a w drodze powrotnej do pensjonatu pogłaszczę pomnik psa Nikifora i posłucham kataryniarza, który już od wielu lat gra na deptaku znane melodie.
[mappress mapid=”52″]
Panie Jakubie !Z przyjemnoscia przespacerowalam sie z Panem po Krynicy .Wiele interesujacych szczegolow, ciekawostek,zdjecia,lekkosc pisania-gratuluje ! Wybieram sie w polowie lipca…a co z remontem Glownej Pijalni,kiedy sie skonczy ?Pozdrawiam!
Zapraszam do Krynicy, najbardziej po sezonie, kiedy jest spokój i najlepszy czas na poznanie klimatu górskiego kurortu. Remont Pijalni prawdopodobnie powinien się skończyć przed kolejnym Forum Ekonomicznym we wrześniu.:-)