Stoi samotnie na skrzyżowaniu dróg. Zapadnięty w ziemię. Ciężar tajemnicy jaką w sobie chowa przekrzywił go wyraźnie w jedną stronę. Skąd się tu wziął? Legenda mówi, że wyrósł w miejscu, gdzie zamordowano duchownego, który jechał z komunią do ciężko chorego. A może morderca sam go tu postawił chcąc zadośćuczynić swoim grzechom? Prawdę zna tylko on sam, krzyż pokutny.
Miejscowość Bachowice. Jadąc od strony Wadowic skręcam w prawo, w kierunku przysiółka Kaniów. Szybko zostawiam w tyle niewielką grupę domów. Wąska droga prowadzi między polami uprawnymi poprzecinanymi połaciami drzew. Niecały kilometr dalej po lewej stronie dostrzegam niewysoki płotek stojący u stóp wysokiego drzewa. To tu.
Za płotkiem kryje się kamienny, łaciński krzyż w ponad połowie zakopany w ziemi. Pokrywa go warstwa kolorowych porostów. Jedni mówią, że to piaskowiec, inni, że granit. Nie wiem co jest prawdą. Na tabliczce informacyjnej pisze jedynie, że to krzyż pokutny stawiany przez zabójcę w miejscu zbrodni i że pochodzi on z XIV – XVI w. Jedno jest pewne – jest to najstarszy zabytek w Bachowicach.
Dawno, dawno temu na bachowickich górkach rabował niejaki zbój Stefan, były lokaj Myszkowskich z pobliskiego zamku w Spytkowicach. W miejscu gdzie stoi dziś kamienny krzyż miał on napaść z innymi zbójami na kapłana, który wracał z komunią od ciężko chorego parafianina. Łupem rabusiów padły jedynie dwa trojaki, przekazane księdzu przez chorego. Duchowny został zamordowany. Na tym jednak się nie skończyło. Jakiś czas później bandę “[…] opuściło zbójeckie szczęście i zaczęło dręczyć sumienie. [Stefan] nigdzie nie mógł znaleźć sobie miejsca, nikt nie chciał dać mu schronienia – nawet kalwin, młody Myszkowski. Minęło kilka miesięcy. Stefan dręczony wyrzutami sumienia, znużony poniewierką, zapragnął pojednać się z Bogiem. Po spowiedzi u ojców Cystersów w Mogile, hołd ukrzyżowanemu złożywszy, przybył nocą wraz z Frankiem na miejsce zbrodni. Rankiem mieszkańcy Bachowic ujrzeli kamienny, pokutny krzyż. Na jego ramionach leżały dwa “trojaki”. Dawny herszt zbójecki, resztę życia spędził w pustelni pod Kalwarią.”(1)
Inna z legend mówi, że krzyż wyrósł sam w miejscu zbrodni.
Co się tu stało kilkaset lat temu? To pytanie pozostanie bez odpowiedzi. Jednak bez wątpienia warto odwiedzić to tajemnicze miejsce choćby dlatego, że jest to wyjątkowy zabytek w tym regionie. W całej Małopolsce takich krzyży, jest tylko kilka.
(1) cytat za Stefanem Momotem “Kurier Świdnicki” nr 23[56]/98
[mappress mapid=”32″]
Zupełnie niezłe sobie kiedyś radzono z najcięższymi przestępstwami, prawda? :)
Najciekawsze jest to, że to są zupełnie humanitarne pomysły :)
Część z nich mogłaby wrócić, jakby choćby konieczność utrzymania rodziny zabitego.