Małopolska

Małopolska jakiej nie znacie – Malopolska24.pl

Natura

Miej na przyrodę oczy szeroko otwarte

Lecicha mała - samczyk

Na początku tytułem wytłumaczenia się.
Na pewno niejedna osoba żachnie się słowami „tyle tam mają kamieni narzutowych, jezior górskich, lasów prawie że pierwotnych a on pisze o jakieś drobnicy…”. Owszem mamy w Małopolsce i głazy narzutowe w ilościach znacznych i góry skaliste, i wapienne tudzież zwietrzałe, jeziora, i lasy, i torfowiska, i … wszystko to znajdziecie w Internecie, książkach czy prasie. Ale o tym o czym chcę Wam dzisiaj opowiedzieć już tak łatwo informacji nie wyszukacie.


Czym jest Czerwona Księga każdy chyba wie. Ot, sporej objętości wydawnictwo, a w zasadzie szereg wydawnictw, gdyż księgi wydawane są osobno według podziału wynikającego z systematyki świata ożywionego, zawierających listę zagrożonych wyginięciem organizmów. Aby być wpisanym do owej księgi gatunek musi być uznany za występujący w sposób naturalny i jednocześnie musi mu grozić niebezpieczeństwo zatraty w wyniku przede wszystkim działań człowieka. Problem w tym, że aby dany gatunek uznać za zagrożony trzeba wpierw potwierdzić, że on w ogóle występuje w sposób naturalny, co bynajmniej nie jest tak oczywiste. Pomimo iż nauki przyrodnicze w Polsce cieszą się ogromną popularnością, a badania trwają już od setek lat (to nie jest przenośnia), nasza wiedza o gatunkach rzadkich jest cokolwiek niepełna. W dobie upowszechnienia się Internetu jako narzędzia komunikacji, badacze coraz częściej są wspierani przez amatorów, którzy penetrując przeróżne zakamarki i siedliska natrafiają na gatunki których występowanie nie zostało jeszcze w sposób wystarczający opisane. Jednym z takich zapaleńców jest autor niniejszych słów.

Tarnów Mościce.
Na początku był chaos … Nie jest to wstęp z żadnej księgi biblijnej. Po prostu na początku budowy obiektu przemysłowego zawsze jest chaos. Z tego chaosu wyłoniły się mury elektrociepłowni i … hektary zdewastowanego przyrodniczo terenu. Miejscowa roślinność została wyniszczona. Na jej miejsce szybko wkroczyła ruderalna, czyli wszelkiej maści zielsko popularnie zwane chwastami. Żeby było smutniej, w jakiś czas potem nastąpiła awaria i teren pokrył się kilkucentymetrową warstwą popiołów… Iście powulkaniczny krajobraz.
Teren przemierzałem w zasadzie służbowo. W torbie na ramieniu dyndał mi aparat fotograficzny. Co rusz robiłem z niego użytek. Prawdę powiedziawszy rozglądałem się za gatunkami rzadkimi, chronionymi, mając nadzieje na ładne ujęcia, a potem sukces w konkursie fotograficznym. Odkrycie nie było więc całkiem przypadkowe, aczkolwiek całkowicie niespodziewane. Przedzierając się przez zwarte zarośla ruderalnej roślinności z wyraźną nadreprezentacją bylicy i wrotycza pofastrygowanych ze sobą powojnikiem, wyrywając się z natrętnych uścisków przytulii zobaczyłem niespodziewanie coś na kształt małej polanki w tym gąszczu. Krok postawiony w pobliże wyjaśnił jej pochodzenie – kilkunastocentymetrowa (głębokość sprawdziłem organoleptyczne zapadając się weń) warstwa popiołu skutecznie zniechęcała do życia inną roślinność. Szczęście że był to stosunkowo stary popiół, w przeciwnym wypadku pewnie straciłbym w nim buty, gdyż świeży zmieszany z woda, przypomina w konsystencji zaprawę murarską i jest równie …wciągający.

Pępóweczka wątrobowcowa

Z całą pewnością było to miejsce, gdzie mogłem natrafić na ciekawe okazy i nie pomyliłem się. Na tej swoistej pustyni dostrzegłem malutkiego grzybka… To tak na filmach spotyka się ekspertów co to na pierwszy rzut oka określają napotkany gatunek i jeszcze sypią jak z rękawa wiedzą na jego temat. W rzeczywistości trzeba zrobić zdjęcia, notatki, a dopiero potem oznaczać gatunek. O odkryciu poinformowałem przez Internet zainteresowane osoby, a następnie pobrawszy jeden z owocników zasuszyłem go – to się nazywa w żargonie naukowym „zrobiłem eksykat” – i przesłałem osobie, która te próbki zbiera, kataloguje i wciąga do rejestrów naukowych.
Okazało się, że to pępóweczka wątrobowcowa Gerronema (Loreleia) marchantiae – symbiotyczny grzybek wątrobowca porostnicy wielokształtnej (Marchantia polymorpha). W efekcie grzybek trafił do Rejestru Grzybów Chronionych i Zagrożonych.

 

Ze wspomnianego wcześniej chaosu wyłoniły się też chłodnie kominowe – wielkie zbiorniki wody, do których zawsze zimą i latem spada ciepły napowietrzający deszcz. I tak powstało wymarzone miejsce dla żyjątek wodnych lubiących takie klimaty. Pojawiły się także niezakryte cieki ciepłej (nawet zimą) wody. Jakby tu nie było ważek to… nigdzie by ich nie było. Już jakiś czas wcześniej w miarę dokładnie zewidencjonowałem sobie gatunki ważek występujące na tym terenie. Od popularnych maleństw typu łątka dzieweczka poprzez zdecydowanie większe szablaki i świtezianki, aż do całkiem dużych lecich… Ale i tak to co zobaczyłem było dla mnie kompletną niespodzianką. Prócz tych dużych jest też i bardzo mało znana na naszych terenach lecicha mała (Orthetrum coerulescens). Podobna wielce do lecichy zwyczajnej, ale… mała właśnie! Nawet nie umiałem prawidłowo zakwalifikować dostrzeżonego okazu. Najpierw w ruch poszedł aparat, a potem elektrony i fotony pracujące w globalnej sieci. O okazach zostały poinformowane kompetentne osoby, a ściślej pani doktor Alicja Miszta prowadząca projekt naukowy pod nazwą „Monitoring wybranych ciepłolubnych gatunków ważek w Polsce”, która podjęła odpowiednie działania, aby uzupełnić luki w rejestrach.

Lecicha mała - samiczka

Po co o tym piszę? Z jednej strony, aby rozwiać obiegowe mity. Faktem jest, że tereny przemysłowe nie stanowią atrakcji turystycznej, co więcej nikt nie pozwoli sobie by plątały się po nich nieupoważnione osoby. Zresztą raczej nie byłoby na co patrzeć. Ale to nie znaczy, że jest tam pustynia. Tereny te często są bogate przyrodniczo, zamieszkiwane przez istoty odzwierciedlające cały łańcuch troficzny, co więcej osiągające niekiedy zróżnicowanie większe niż na terenach nieprzemysłowych. Można tam znaleźć mnóstwo ciekawych, niekiedy rzadkich gatunków roślin i zwierząt, dla których teren niedostępny dla ogółu stał się azylem i bezpiecznym miejscem życia.

 

Z drugiej strony obserwacje przyrody, to wspaniała pasja, korzystnie wpływająca na zdrowie człowieka, ale może być też ona ważnym przyczynkiem do badań naukowych. Od dawien dawna środowiska naukowe wspomagane są obserwacjami amatorów. Obecnie w dobie Internetu ta współpraca nabrała tempa. Panuje tu swoista symbioza – Amator dokonuje obserwacji, zamieszcza je na specjalistycznych forach, często związanych z konkretnymi uczelniami lub wydawnictwami naukowymi. Badacze dokonują identyfikacji i opisu. Dysponują dzięki temu bogatą bazą danych z obserwacji terenowych. Ta współpraca owocuje często materiałem na prace magisterskie i doktoranckie, jest też wykorzystywana w bieżących badaniach naukowych, procesie dydaktycznym oraz działaniach z zakresu ochrony przyrody.

Rozejrzyjmy się wokół. Jestem przekonany iż każdy mieszkaniec Małopolski w promieniu co najwyżej jednego kilometra od swego miejsca zamieszkania może znaleźć kilka rzadkich i chronionych gatunków zwierząt, roślin, grzybów i całej reszty. Rozejrzyjmy się! Warto!

PS. O kamieniach i tak napiszę, tylko w swoim czasie.

 

1 KOMENTARZ

  1. To prawda, że wystarczy się tylko rozejrzeć wokół siebie i w pobliżu siebie znaleźć ciekawe, rzadkie, czy chronione gatunki zwierząt, roślin, grzybów … Też mam kilka takich przykładów ciekawostek znajdowanych w okolicy miejsca, gdzie mieszkam i z mojej drogi do pracy. To naprawdę ciekawe, co można znaleźć, gdy otworzy się szeroko oczy na ciekawostki przyrody wokół nas :-)
    Macieju, gratuluję pępóweczki wątrobowcowej i lecichy małej, no i czekam na opowieść o kamieniach :-)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

AlphaOmega Captcha Classica  –  Enter Security Code
     
 

Maciej Czernik. Małopolanin, Galicjusz, "góral nizinny", energetyk z zawodu, przyrodnik i podróżnik z zamiłowania.